Nie
idę! Zapomnij! Nie, bo nie i już! Tak wyglądały moje pierwsze spacery. Nie
lubiłem, nie chciałem i zdecydowanie nie rozumiałem, zamiłowania innych
czworonogów do tego rodzaju aktywności. Samo hasło, „na dwór” całkiem fajne,
zakładanie obróżki też. Skoki i radość, ale potem otwierali drzwi i czar
pryskał. Rodzice chcieli mnie przechytrzyć i zabierali smaczki albo zabawki,
ale nie ze mną te numery. Byłem sprytniejszy. Mówili, że żaden ze mnie bull,
tylko zwykły osioł. Zwykły czy niezwykły, to ja nie wiem, ale chodzić nie chciałem.
Ewentualnie siku pod domem i z powrotem (ewentualnie, bo czasami głupio mi było
robić poza domem, więc trzymałem do powrotu i robiłem w przedpokoju od razu po
przekroczeniu progu). Myślicie, że szybko się znudziłem? A gdzież tam! Jeszcze
jako 6-cio miesięczny szczeniak lubiłem się zapierać. Potem mi się znudziło, ale
czasami dla rozrywki, przypominam rodzicom jaki potrafi być ze mnie osioł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz