czwartek, 18 grudnia 2014

Bullowy azyl

Jak każdy bandzior, czasami trafiam za kratki. Z tą tylko różnicą, że ja lubię być za tymi kratkami. Kiedy rodzice przynieśli mnie do nowego domu, to od razu ją zobaczyłem. Była idealna. Bałem się nowego miejsca, a właśnie klatka, wydała mi się bezpieczna, i to do niej skierowałem swoje pierwsze kroki. Miałem w niej kocyk, kołderkę i poduszkę w psie łapki. Poczułem, że to mój azyl i od tamtej pory wolę jak się nie rozstajemy. Nawet, jeżeli czasami przez kilka dni w ogóle do niej nie wchodzę, to lubię wiedzieć, że jest. Kiedy jedziemy na wycieczkę do babci i rodzice ociągają się z przyniesieniem klatki z samochodu, to stoję w jej stałym miejscu i alarmuję, że już najwyższa pora się po nią przejść. Niestety klatka oprócz tego, że jest moim pokojem, jest w moim przypadku również niezbędnym sprzętem domowym. Lubię zjadać wszystko. Mówiąc wszystko, mam na myśli WSZYSTKO. Może to być kamień, szminka, sznurówka, albo co tylko Wam przyjdzie do głowy. Z tego właśnie powodu, gdy rodziców nie ma w domu, nie mogę wolno chodzić po mieszkaniu, i zostaję w klatce dla własnego bezpieczeństwa. Wtedy i tak cały czas śpię, a przynajmniej nie muszę jeździć na RTG, którego bardzo się boję. Ma to też inne zalety. Rodzice mają ogromne wyrzuty sumienia. Nie myślą, że niezależnie od tego gdzie bym został, to i tak przespałbym ten cały czas, więc dbają o masę atrakcji po powrocie do domu. Wtedy jesteśmy razem aż do nocy, chodzimy na długie spacery i bawimy się. Poza porami jedzenia, to zdecydowanie mój ulubiony moment w ciągu dnia. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz